Jak się okazuje, w Stanach jest większe prawdopodobieństwo zaspokojenia apetytu samochodu na elektryczność niż potraktowania małego głodu junk-foodem z McDonalds.
Jedna z najpopularniejszych sieci fast food ma w Stanach Zjednoczonych 13 900 restauracji, szanse na trafienie na którąś z nich są całkiem spore. Jeszcze większe prawdopodobieństwo – chociaż sytuacja nie wygląda aż tak różowo, o czym za chwilę – ma natknięcie się na stację ładującą, których naliczono się 18 000.
I to tylko należących do jednej z sieci, nazywającej się ChargePoint! Jest to najprawdopodobniej najrozleglejsza infrastrukturalnie sieć ładowania na całym świecie.
Jak wynika z obliczeń podsuniętych przez ChargePoint, co osiem sekund do oferowanego przez sieć źródła energii podłączany jest samochód elektryczny. Jak do tej pory auta naładowane przez stacje firmy przejechały 180 mln kilometrów, co przekłada się na zaoszczędzenie 17,8 mln litrów paliwa oraz wyemitowanie do atmosfery 15,7 tys. ton dwutlenku mniej.
Oczywiście, trzeba brać pod uwagę – szczególnie przy tej ostatniej liczbie – że większość elektryczności w Stanach generowane jest w elektrowniach węglowych, więc podane dane mają po części czysto marketingowy charakter, mimo wszystko jednak – 180 mln kilometrów przejechanych bez spalenia kropli benzyny robi wrażenie.
Z drugiej strony, wynik nie jest aż tak imponujący: z ostatnich analiz wynika, że w Stanach jeździ około 200 tysięcy samochodów elektrycznych ?-na każdy z nich przypada więc mniej niż 1000 km przejechanych na energii pochodzącej ze stacji ChargePoint.
Aha, dlaczego – jeśli punktów ładujących jest więcej niż McDonaldów – wspomniałem, że sytuacja nie wygląda aż tak dobrze, jak można by się było spodziewać porównując liczby? Odpowiedź jest prosta: fast food buduje się wszędzie, stacje ładowania głównie w dużych miastach.